Komentarze: 0
Moja przyjaciółka odbiła mi chłopaka
Idę
na polanę, by nazrywać fiołków do wazonika. Patrzę na zegarek -, o, za
niecałe dwie godziny mój Maciej przyjdzie do mnie. Ciekawe co dziś
przyniesie... Ostatnio było pięć czerwonych różyczek, może teraz będzie
ich sześć? Mnie jest wszystko jedno - najważniejsze, żeby był on, we
własnej osobie. Nie mogę się doczekać. Chcę spojrzeć w jego błękitne
oczy, zatopić się w tym czułym spojrzeniu, dotknąć jego warg moimi
ustami. Och! Chcę krzyczeć z radości! Boże, dzięki ci, że dałeś mi tyle
szczęścia, że zesłałeś tego kochanego Aniołka na ziemię, by dawał mi
tyle szczęścia, tyle radości co dnia... Nachylam się - w zielonej
trawie rośnie pęczek fioletowych, aromatycznie pachnących fiołków.
Zrywam kilka gałązek... ,,Jestem zakochana!" - mówię do kwiatków,
patrząc w ich płatki tak, jakby mnie rozumiały.
W pewnym momencie słyszę chichot, jakoś dziwnie znajomy. Podnoszę
głowę, wstaję... Na drugim końcu polany zauważam dwie sylwetki.
Chłopaka i dziewczyny. Nie widzą mnie... Biegną, trzymając się za ręce.
Są tacy szczęśliwi, prawie tak, jak ja i mój Maciej... Kochany
Maciej... Ten chłopak przypomina mi sylwetkę jakiejś znanej osoby, ale
nie mogę nikogo skojarzyć z tą kurtką...? Jednak... Coś mi świta... Ten
czarny rękaw... Ten biały napis ADIDAS... Hmmm... Wiem!... Patrzę i
patrzę, aż w końcu przestaję widzieć. Ostra, mleczna mgła zasnuwa moje
oczy... Czuję napływające łzy, kręci mi się w głowie. Z mej twarzy
znika uśmiech, czuję jakąś pustkę w sercu... Idę powoli w stronę pary.
Nogi mam jak ,,z waty". Boli mnie głowa. Szczęśliwa para odwraca się do
mnie bokiem. Chłopak przytula dziewczynę, aż w końcu zaczyna ją
całować... Tak namiętnie, a zarazem czule obejmuje ją swymi silnymi
ramionami. Przyglądam się dziewczynie. Taka znajoma... Może ze szkoły?
Podchodzę bliżej, jestem około stu metrów od nich, gdy krew w żyłach
zaczyna mi szybciej pulsować. Serce bije jak oszalałe, a nogi odmawiają
posłuszeństwa... Widzę ich w całej okazałości... Takich szczęśliwych,
zakochanych. Zauważają mnie. Speszeni przestają się całować. Ich dłonie
rozplatają się, a wzrok ,,biega" po polanie omijając moją osobę. Stoimy
naprzeciwko siebie, jakby do pojedynku. Mój wzrok wędruje od niej do
niego. Patrzę i nie rozumiem albo... Albo nie chcę rozumieć?... Tak!
Tak właśnie jest. Nie chcę zrozumieć, że w dniu, w którym powinnam
cieszyć się życiem - straciłam radość i pogodę ducha. Straciłam
wszystko. Dobry humor, szczęście, radość oraz to, co najważniejsze -
chłopaka, którego kochałam z całego serca i przyjaciółkę, która była
dla mnie jak siostra... W jednej chwili cały świat zwalił mi się na
głowę. Wszystko co tak skrzętnie zbierałam, by być szczęśliwa,
rozsypało się i na pewno nie da się ułożyć z powrotem. Stoimy tak
naprzeciw siebie, aż w końcu Maciej rusza się i ciągnie za sobą
speszoną Asię. Są teraz na wyciągnięcie ręki... Mogę ich uderzyć w
twarz. Mogę na nich nakrzyczeć, ubliżać... Nie robię nic. Stoję,
patrząc niewidzącym wzrokiem w przestrzeń. W piękne słońce, bezchmurne
niebo... W świat, który dotychczas był dla mnie taki łaskawy, taki
wspaniały. A teraz? Stał się szary, ponury i niesprawiedliwy.
- Tak jakoś wyszło... - Maciej próbuje się tłumaczyć.
- Dziś jest rocznica - mówię, jakbym nie słyszała tego, co powiedział.
- Jaka? - pyta Asia.
- Nasza... - zaczyna Maciej, ale nie pozwalam mu dokończyć:
-
Już nie nasza. Jeśli chcesz - może być twoja. Nie ma już ,,nas".
Jesteście ,,wy". Mnie już nie ma - mówię to ledwo dosłyszalnie...
Odwracam się. Patrzę na moje trzęsące się dłonie i łzy, które kapnęły
na palce i... fiołki, które miały pachnieć w moim pokoju. Rozwieram
ręce, a fiołki, jak za błyśnięciem czarodziejskiej różdżki, spadają w
trawę, powoli ginąc w roślinkach. Odchodzę. Z podniesioną głową, ale ze
złamanym sercem. Łzy płyną strugami, a ja nic nie czuję, nic poza
zdradą..., nic poza nią.
Jakimś
cudem doszłam do domu. Leżę na łóżku, przytulając mojego kochanego
pocieszyciela - misia. Dopiero teraz uświadamiam sobie, co się stało.
Spoglądam w czarne guziki misiaczka, czyli w jego oczy. Są takie
smutne. Wspominam. Powracam myślami do tego, co już nie powróci...
Odeszli... Nie ma ich. Zostawili mnie samą. NIENAWIDZĘ ich. Łzy nie
przestają płynąć. Dlaczego? Pytam miśka. Brak odpowiedzi. Szkoda, że
nie możesz mi pomóc, och, jaka szkoda! Nie istnieje dla mnie
przeszłość, teraźniejszość, a już tym bardziej przyszłość. Pozostała
nicość... Nicość... Na ścianie wisi zdjęcie. A na nim Maciej,
obejmujący mnie. Krajobrazem jest wodospad w Szklarskiej Porębie.
Kamieńczyk... Wodospad, nad którym Maciej pocałował mnie po raz
pierwszy... Było tak cudownie... Łzy przestały kapać. Pewnie
zabrakło... Przecieram powieki. Ciągle zastanawiam się nad dalszym
życiem. Wyobrażam sobie imprezy, na których będę musiała oglądać pewną
parę, która zniszczyła mi życie... Spoglądam na zdjęcie... Bez namysłu
biorę do ręki szklankę z herbatą.... Wypijam... Z całej siły rzucam w
wiszącą ramkę, a w niej... on... i ja... Huk. Zdjęcie spada. Nie
płaczę... Podnoszę z ziemi większy kawałek szkła i... patrzę jak z
nadgarstka sączy się krew. Coraz więcej krwi i więcej... Przez mgłę
widzę misia, na którego spadają strużki czerwonej wody... Nie czuję
nic. Po raz drugi nic nie czuję. Żadnego bólu, po prostu nic. Przymykam
powieki... Już nikt nie będzie wam przeszkadzał, nie będziecie mieć
wyrzutów sumienia, nie musicie się ukrywać... Mamo przepraszam, ale
Maciej i Asia też chcą być szczęśliwi, a ja przeszkadzałabym im w
radości, której każdy chce w swym życiu zaznać...
Gdzieś w oddali słychać śpiew Stachursky'ego - ,,Czuję i wiem"...
Ginie... Ginę ja...
skomentuj (375)
var gemius_identifier = new String('nAGa1ohrIwnRTS9KCU62EJZVP_1F1cezXuIzWmZsoxP.T7');